Często słyszę, jakie dzieci są wkurzające (bywają, nie powiem, że nie). Słyszę też, że ktoś dzieci nie lubi w ogóle, no jedynie swoje. Ok, ma przecież do tego pełne prawo. Mnie jednak bardziej wkurzają dorośli.
Dzieci posiadam, dwójkę małych chłopców. Wydaje mi się czasami, że ich życiowym celem jest doprowadzenie matki na skraj rozpaczy, no chociaż do stanu obłąkania, żeby mieli święty spokój od rodzicielki. Są mali, ale ich pomysłowość mnie z jednej strony przeraża, z drugiej zachwyca. Nie można im odmówić kreatywności i odwagi, co przekłada się dla mnie na wieczną czujność i oczy dookoła głowy. Jednakże w całym tym codziennym szaleństwie nie zapominam, że oni są dziećmi.
Są dziećmi, a więc poznają świat, smakują go, rozkładają na czynniki pierwsze, wchodzą gdzieś, żeby coś zobaczyć, stukają, żeby sprawdzić co się będzie działo potem, krzyczą, żeby pokazać jak głośni potrafią być. I to jest normalne zachowanie zdrowego dzieciaka. Nie mam tu na myśli wychowywanego bezstresowo, bo to mylenie pojęć. Moje dzieciaki mogą dużo, ale nie mogą pluć na kogoś, bić czy popychać bo tak, bo takie mają życzenie. Jednak wracając do tematu dzieci są żywiołowe i to pokazują. Kiedy chcą śpiewać to śpiewają, kiedy chcą skakać po kałużach, to nie analizują, jakie mają buty na stopach, tylko skaczą. One się tak uczą świata, a jak go poznać nie przeżywając tych wielu momentów?
Nie lubię jednak dorosłych ludzi. Nie wszystkich oczywiście, ale jednak sporo osobników. Dlaczego? Dlatego, że dorosły to człowiek świadomy tego, co robi, a dzieciak nie ma nawet tak rozwiniętego umysłu, aby pewne sprawy ogarnąć. A jednak to dzieci często zachowują się lepiej niż dorośli.
Przykład ze śmieceniem. Dziecko nauczone jeśli nie w domu, to w szkole, że papierek wrzuca się do kosza to tak robi. Dorosły wie, że się nie śmieci, co jednak nie przeszkadza mu wyrzucić starej lodówki na “wycieczce” do lasu. Dzieci nie wiedzą, co to przestrzeń osobista. Dorosły niby wie, ale w Biedronce stoi i sapie ci prosto w kark. Nawet covidek mu nie przeszkadza, przecież on nie musi respektować zasad, nie będzie stał w wyznaczonym miejscu, bo ktoś mu kazał, on wie lepiej. Dzieciakowi wystarczy, jak założy taką kurtkę, żeby mu ciepło było. Dorosły musi założyć taką, żeby dobrze właściwy znaczek na niej było widać. Dzieciaki nie robią sobie specjalnie na złość, u dorosłych biurowe gierki to codzienność.
Nie wspomnę nawet o tych, co świadomie krzywdzą ludzi i zwierzęta. No i o politykach, bo ci w wielu przypadkach to po prostu wku…..ą.
Reasumując, to rozmawiając z dorosłymi mam ochotę podrapać się pod okiem jak taka jedna posłanka. Z dzieciakami to mam ochotę się po prostu pobawić i znów spoglądać na ten świat ich oczami.